Cóż, jak widać zrobiłam sobie długą przerwę, która jeszcze długo potrwa. Utknęłam w połowie "Buddenbrooków" Manna, nie dlatego, że źle się to czyta (wręcz przeciwnie), ale dlatego że nastały obecnie Kompletnie Inne Zajęcia. Te Zajęcia to przygotowania do rozmowy z komisją na studia doktoranckie. Oczywiście jest to moje własne i prywatne marzenie ściętej głowy, ale takie też trzeba mieć. Więc zobaczymy. Czeka mnie jeszcze cały czerwiec oczytywania się, ale niestety nie fikcji ;) Przez ten czas będę rzadko tu pisała.
Całkiem prawdopodobne, że wkrótce jednak skrobnę notkę o antykwariatach w Poznaniu, bo ostatnio często z moim kolegą robiliśmy ich rekonesans, a warto byłoby taki przewodnik aktualny "wpuścić do sieci", bo może się przydać wielu osobom.
Nadmienię jeszcze tylko, że wczoraj oglądałam "Siekierezadę" na podstawie opowiadania Stachury i jest to prawdopodobnie jeden z najlepszych filmów jakie w życiu widziałam. Gorąco polecam.
"Biedny nasz nieoszacowany phofesoh chhonicznie chohy na nieuleczalny wymiot" - mistrz Gombro
2011-05-27
Przerwa
2011-05-07
"Cevdet Bej i synowie" Orhan Pamuk
740-stronicowa powieść "Cevdet Bej i synowie" stanowi coś w rodzaju sagi rodzinnej. Coś w rodzaju, dlatego że częściowo wyłamuje się ona z konwencji typowej sagi. Podzielona na trzy części, w pierwszej przedstawia samego Cevdeta Beja, jednego z pierwszych muzułmańskich kupców. Jest rok 1905. Cevdet Bej pragnie wieść dostatnie i spokojne życie, mimo to dręczy go jakiś niepokój, niepewność. Najlepiej wyraża się on w sposobie w jaki Cevdet próbuje w pewnym momencie bagatelizować i naśmiewać się z pytania "Jaki jest sens życia?", chociaż początkowo budzi w nim ono jakiś niesmak zmieszany z przerażeniem.
Część druga jest najobszerniejsza i stanowi trzon całej powieści. W odróżnieniu od części pierwszej, skupionej jedynie na handlarzu, ma ona trzech bohaterów, trzech przyjaciół. Jednym z nich jest syn Cevdeta, Refik. Wraz ze starszym bratem stara się pracować w firmie ojca. Ma młodą, śliczną żonę, która niedługo urodzi mu dziecko. Mimo to narasta w nim coraz większy niepokój - ten nierozwikłany spadek po ojcu. Refik jednak nie umie go zbagatelizować, odstawić na bok, tak jak czynił to ojciec. Opuszcza żonę i dziecko, odwiedza przyjaciela Ömera, który pracuje przy budowie tunelu gdzieś na wsi. Tam oddaje się utopijnym marzeniom i projektom o modernizacji wsi... Wspomniany przyjaciel z kolei pragnie być zdobywcą, jednak ideał zdobywania przeistacza się ostatecznie w przywilej posiadania. Ömer staje się po części tym, czym kiedyś zwykł pogardzać. Jest jeszcze trzeci przyjaciel, Muhittin. Niespełniony poeta, którego strach przed byciem ignorowanym wiąże z nacjonalizmem. Potrzebuje on jakiejkolwiek wiary, która podczepiła by go do życia, życia kpiącego od emocji, nawet jeśli to emocje wymuszone, udawane. Część trzecia natomiast skupia się na synu Refika - Ahmecie. Ahmet jest malarzem i utopijne idee jego ojca, jak również i uśpione niepokoje i lęki jego dziadka, są w nim nadal żywe. Książka kończy się dyskusją którą prowadzi Ahmet ze swoją dziewczyną na temat zasadności istnienia sztuki oraz jej tworzenia.
Jest coś ponadczasowego w zgryzotach i troskach trzech przyjaciół. Coś niezwykle szczerego w ich postawach, które nie są ani godne pochwały, ani szlachetne, ani prostoduszne. Nawet bez całkowitego zrozumienia politycznych realiów, wciąż można się odnaleźć w każdej z tych postaci, zauważyć, że tak naprawdę jest się po trochu każdą z nich. Nawiązania do historii współczesnej Turcji i uwikłanie bohaterów w politykę to zresztą coś, co bardzo u Pamuka cenię, nawet jeżeli nie do końca orientuję się w tym temacie. On robi to zresztą diabelnie umiejętnie. Wyobrażam sobie, że w sztuce to musi być takie kuszące, żeby odciąć się od polityki, bo podczas kreowania swojej własnej rzeczywistości, można dokonać tego w prosty sposób. W życiu jest jednak trochę inaczej. A skoro klasyczna powieść ma odzwierciedlać tak zwane prawdziwe życie, mamy tutaj i politykę... "Cevdet Bej i synowie" to właśnie taka klasyczna powieść. Część pierwsza przypominała mi trochę "Lalkę" Prusa, natomiast rozmowy trzech głównych bohaterów przywodziły na myśl "Szkołę uczuć" Flauberta.
Ale chyba najcenniejsze w tej książce jest ukazanie bólu stawania się samym sobą. Takie stawanie się prowadzi do zmian, ciężkich do zniesienia dla nas, a czasem w ogóle nie do zniesienia dla innych, dla najbliższych osób. Stawanie się sobą to ciągła walka, ostrze wymierzone przeciwko tym, którzy woleli nas przedtem, jeszcze przed chwilą, bez ostrza w ręce, w starej skorupie. To ostrze jednak zawsze nieodwołalnie i ostatecznie dotyka nas samych. To rozczarowanie, że jednak nic nie można zrobić. Poznał je Refik, który wrócił do "starego" życia, chociaż już nigdy taki sam "jak przedtem". Poznał je Ömer, który najbardziej bał się śmieszności, a został tym, z czego kiedyś sam drwił. I poznał je Muhittin, który wyrachowanie zajął się nacjonalizmem, bo wypatrzył dla siebie niszę, gdzie w końcu mógł być za coś podziwiany. Być może w Ahmecie, pojawiającym się w części trzeciej, jest nadzieja. W końcu jemu udaje się jakoś przezwyciężyć sceptycyzm odnośnie sztuki, którą tworzy. Ale kto wie, może tylko na chwilę?
Należy też zwrócić uwagę na sposób w jaki kobiety postrzegane są przez głównych bohaterów - są dodatkowym bagażem, który ogranicza wolność. Oczywiście jest to bardzo tendencyjne i zdarza się w wielu, WIELU innych powieściach. Jednak tutaj można dość łatwo wyczuć i zauważyć, że te kobiece postacie są zupełnie niewinne, bezbronne wobec zmian, które zachodzą w ich partnerach. W sposobie w jaki Refik traktuje żonę, Perihan, albo Ömer swoją narzeczoną, można zauważyć jak to właśnie im, mężczyznom, zależy na doszukaniu się winy w ich partnerkach, przypisaniu im właściwości, których sami się brzydzą. Robią to na siłę, przesadzają, przerysowują. Kobiece postacie nie mają nigdy szansy wypowiedzenia się, są nieme.
Mógłby ktoś napisać tę powieść jeszcze raz z kobiecej perspektywy :)
Tak czy siak, to jest Orhan Pamuk, którego pisarstwo wielbię. Już powstaje półeczka-ołtarzyk gdzie stoją tylko jego powieści. Sposób w jaki prowadzona jest narracja w jego powieściach ujmuje mnie. Wszystkie gesty, które bohaterowie wykonują są tak samo ważne, jak to co mówią. Ich dialogi, tak powściągliwe, mówią czasem więcej niż całe opasłe tomy. Mam słabość do twórczości tego pisarza. Ale to chyba zdrowo. Niestety nie zostało mi już wiele do przeczytania... Już tylko "Dom ciszy", "Biały zamek", "Stambuł" i "Czarna księga" (ma wyjść w czerwcu). Z jednej strony chciałabym czytać je wszystkie już teraz, natychmiast. Ale z drugiej, to wypadałoby je jakoś rozparcelować w czasie, żeby starczyły na jak najdłużej. Jedną z rzeczy najbardziej przykrych jest przeczytanie wszystkiego, co napisał twój ulubiony autor. Pamiętam jak niepocieszona byłam, kiedy, jako nastolatka, będąc fanką Marka Hłaski, przeczytałam wszystkie jego powieści i opowiadania, a nawet jakieś jego recenzje filmów, które pisał dla kasy, WSZYSTKO. I się skończyło. Zawsze można czytać od nowa, ale to nie to samo...
Ach, a dzisiaj robię sobie Filmowy Wieczór, który minie mi tak jak wszystkie Filmowe Wieczory od paru tygodni, czyli: