Strony

2019-01-20

Doktor Murek

Też sobie wybrałam lekturę na początek roku. Wszyscy teraz piją dużo wody, chodzą na siłownię, jedzą jarmuż i medytują w zdwojonych ilościach, ja zresztą też, ale do tego zrywu noworocznego dodałam sobie dwa tomy Tadeusza Dołęgi-Mostowicza: "Doktor Murek Zredukowany" i "Drugie Życie Doktora Murka". W tym poście traktuję oba tomy jako całość, czy też jedną powieść, oba tomy zresztą zostały wydane w roku 1936.

Zacznijmy może od tego, że twórczość Dołęgi-Mostowicza nie jest mi obca, chociaż ostatnia moja z nią styczność musiała być prawie 15 lat temu, kiedy to jako nastolatka opętana byłam polską klasyką. Na pewno czytałam "Karierę Nikodema Dyzmy" i szczególnie także pamiętam łapczywą lekturę "Znachora" i "Profesora Wilczura". Wpadły mi w ręce też  jego mniej popularne powieści ("Trzecia Płeć", "Świat Pani Malinowskiej"). Wiem, że miejsce tego autora w nurcie literatury polskiej jest co najmniej ambiwalentne, z tego co pamiętam zarzuca mu się głównie zbyt oczywistą melodramatyczną nutę osiąganą dość prostymi fikcyjnymi zabiegami i miejscami łzawym, aczkolwiek prostym jak budowa cepa, stylem. Przysięgam też, że wyczytałam kiedyś opinię jakiegoś krytyka, że Dołęga-Mostowicz "to zwykły grafoman". Ale być może też przyśniło mi się to w złym śnie.


Zarzuty te nie przeszkadzały mi 15 lat temu i teraz nie przeszkadzają również, oba tomy Murka wessały mnie bardzo sybko w czarną dziurę okrutnych lat 30-tych. To nie jest autor od filozoficznych i teoretyczno-literackich zabiegów, eksperymentów i zaskoczeń. Od tego był i Gombrowicz (mihstrz) i Witkacy. Były i Kreski i futureski. Była tego masa, bardzo szacowna, ekstatycznie piękna i szalenie niezrozumiała, a jednak wielce przeze mnie uwielbiana MASA eksperymentów dwudziestolecia. Był i też nasz Tadeusz, bardziej na lata 30-te przypadający, z jego prostym językiem oraz postaciami, z którymi łatwo się utożsamić, łatwo je i przytulić do serca i potępić, albo jedno i drugie jednocześnie. Nie wiem czy jest autor dwudziestolecia międzywojennego, który równie sprawnie opisuje życie Warszawy przedwojennej, życie wszystkich warstw społeczeństwa tak, że można podarować sobie filmy. Jego książki SĄ filmem. Odstawiamy więc ferdudurki oraz rzygające posągi i przechodzimy do Doktora Murka.


Główny bohater na początku powieści jest szanowanym urzędnikiem publicznym w mieście z nazwy niewymienionym. Mieście prowincjonalnym. Tajemnicza złośliwa plotka prowadzi do jego wydalenia, czy też redukcji, a to z kolei ma negatywny wpływ na jego życie prywatne i oddala ślub z córką lokalnego posiadacza ziemskiego, Nirą, z którąż to jest on zaręczony. Po wielu nieudanych próbach otrzymania stałej posady, Murek przenosi się do Warszawy, gdzie po krótkim pomieszkiwaniu u rodziny, zostaje bezdomnym. Po jakimś czasie przystaje do komunistów, udaje mu się znaleźć poprzez nich stałą pracę, ale w końcu i tą organizacją jest rozczarowany. Kilka wydarzeń z życia prywatnego kieruje naszego bohatera na ścieżkę przestępczą, z której już nie uda mu się zejść. Brzmi sucho? Trudno jest pełnokrwiście podsumować wszystko, co się tutaj dzieje nie wydając przy tym wszystkich sekretów tym, którzy sami chcieliby po ten tytuł sięgnąć.

Lata 30-ste. Mogłabym tu dużo piać z zachwytu odnośnie niemalże filmowego odtworzenia Warszawy lat 30-tych, ale tego po tym autorze spodziewać się trzeba. Nieważne czy to burżuazja, upadła arystokracja, warstwa robotnicza, czy chłopska, Dołęga-Mostowicz wyciąga kamerę i nagrywa detale wystroju, mowy, zachowań, przemyśleń, albo bez filtru, albo z filtrem minimalnym. Historia i kryzys w tle, poprzetykane dyskretnie w fabule. Nie są to wesołe, buńczuczne czasy, jak można mieć czasem wrażenie z telewizji popularnej, ale pewnego rodzaju szaro-bura gąsienica, która pożera każdego i urabia w swoim żołądku na lepką maź. Pesymizm jest w tej powieści topornym, bezlitosnym królem, choć jest to taki, specyficzny dla tego autora, pesymizm współczujący i odczuwający.

Komunizm. Nie pamiętam, aby w innych powieściach Dołęgi-Mostowicza był poruszony temat komunizmu równie obszernie, jak w tej. Jestem pod wrażeniem wyważonego sposobu, w jaki został ten ruch zobrazowany. Mamy tutaj warstwę roboczą, głęboko oddaną sprawie, niemalże z religijnym namaszczeniem narażającą życie, oraz warstewkę takich burżujków, którzy pragną co-nieco ugrać dla siebie i którzy, jak można się spodziewać, zajmują wyższe szczeble w organizacji. Ta smutna hierarchia właśnie najbardziej rozczarowuje naszego bohatera.


Kobiety. Postaci żeńskich mamy tutaj dość sporo, ale jednak prawie wszystkie one potraktowane są jak małe dziewczynki, które nie powinny mieć woli działania, bo jeśli ją mają, źle się ona dla nich kończy. Jest coś bardzo protekcjonalnego w opisie ich zachowań i czynów. Nie podobało mi się to, ale z drugiej strony mam do czytania ze "sztampowymi i kanonicznymi" (czytaj: białymi i męskimi) klasykami już od dawna i wiem, że taki naturalny, "historyczny" seksizm, to coś, czego należy się w tych książkach spodziewać. Główne postacie żeńskie: Nira, Mika i Tunka (ach, te międzywojenne imiona) są pełnokrwiste, ale jakaś to taka pełnokrwistość jak z szablonu. Nira to ta zła; Mika to ta dobra; Tunka... hmm... to ta bezbarwna. Jeden z pierwszych rozdziałów, jest poświęcony Nirze prawie wyłącznie, dostajemy pewiem wgląd w jej motywy i wyobrażenia o życiu, jej dziki pęd ku samodestrukcji i fatalne ulokowanie uczuć, co może brzmi bardzo femme fatale, ale... wiele z nas kobiet znajdzie w tym siebie z przeszłości, może teraźniejszości. Szkoda, że nie otrzymujemy podobnych rozdziałów dla każdej z pozostałych bohaterek,


Nie wspomniałam przy tym wszystkim Arletki, bodajże najważniejszej kobiecej postaci w książce. Gdy spotyka Murka, Arletka jest fordanserką, a w domyśle również prostytutką, w lepszych warszawskich lokalach, gdzie zabawia wpływowych gości. Jej silny charakter pozwala jej na swojego rodzaju podwójne życie wewnętrzne, gdzie prawdziwe i głębokie uczucie do głównego bohatera koegzystuje ze zbrodnią, oszustwem i kradzieżą, jako środkami, do określonych celów. Niezwykła postać, szkoda, że w powieści nie ma jej więcej.

Mrok. Owszem, mrok. Żadna z poprzednich powieści Dołęgi-Mostowicza, które dane mi było przeczytać nie była równie mroczna. W Doktorze Murku schodzimy, czy niemalże spadamy, w głąb naprawdę stęchłych katakumb ludzkiej duszy. Franciszek Murek, na początku tak dobroduszny i frajerowaty, związuje sumienie, wrzuca je na tylne siedzenie, zatyka mu usta starą szmatą, a sam podgłaśnia muzykę i przyspiesza, zawsze przyśpiesza. A my, jako czytelnicy, siedzimy obok i chcielibyśmy zamknąć oczy, żeby nie widzieć momentu, w którym się rozbijemy. Ale jednak nie możemy ich zamknąć. Ta książka niemalże boli, bo pomimo każdej fatalnej rzeczy, której Murek dopuszcza się z premedytacją, nie potrafimy go znienawidzić. Być może to ten trywialny melodramatyzm autora schwycił mnie w swoje sidła. Być może znalazłam tutaj pewne ukryte elementy własnego postępowania, własnego więzienia.

Ostatecznie jest to powieść o samotnych ludziach w hałaśliwym, obcym dla nich świecie. Wszyscy oni uczą się swoich ról jednocześnie starając się wykroić dla siebie odrobinę wyimaginowanego szczęścia. Wszyscy w końcu wypadną z roli, a tego ów hałaśliwy świat nie będzie w stanie im wybaczyć.

Trochę o nich, trochę o nas samych. Trochę "zdarzyło się pewnego razu w Warszawie w latach 30-tych", trochę zdarzyło się tu i teraz.


Podobne lektury:
["Dzieje Grzechu" Stefana Żeromskiego] Podobne osobiste poczucie hamartii, winy tragicznej, która nie pozwala głównej bohaterce podnieść się i odmienić swojego życia na lepsze. Dużo na ówczesne czasy (powieść ukazała się w 1908 roku) szokujących, naturalistycznych opisów. Podobnie w Murku, choć pewnie w 1936 już tak one nie szokowały.

["Kariera Nikodema Dyzmy" Tadeusz Dołęga-Mostowicz] Oczywiście, jeśli Warszawa lat 30-tych, to mamy jej tutaj dosyć. Dyzma jest odwrotnością Doktora Murka, gdzie postać z nizin społecznych, na obrzeżach prawa i bezprawia, zostaje szanowaną postacią publiczną, politykiem i opiniotwórcą (influenserem, LOL).

["Kaśka Kariatyda" Gabriela Zapolska] Naturalizm i życie warstw robotniczych pod konieć XIX-wieku w Polsce. Wiele współczucia, aczkolwiek również trochę protekcjonalnego tonu, ma autorka dla tytułowej bohaterki, której głównym atutem i siłą jest jej ciało.

Brak komentarzy: