Ucząc się wczoraj co nieco hiszpańskiego natrafiłam na powiedzenie, które jest odpowiednikiem naszego "pomiędzy młotem a kowadłem. Jest to "entre la espada y la pared", co znaczy "pomiędzy szablą a ścianą". Jakie to jednak południowe! Jak to się jednak o Zorro ociera! Nasza wersja jest zdecydowanie bardziej północna, a może nawet i lekko sowiecka. Swoją drugą próbowałam wyszukać rosyjskiego odpowiednika, ale google uparcie mi tylko wypluwał "Bij babę młotem a będzie ci złotem!". Niezupełnie o to chodziło.
Dość blado wypada tu angielska wersja tego samego, czyli "between a rock and a hard place", chociaż kontekst powstania jest dość ciekawy. Roku 1917 górnicy z kopalni w Bisbee w stanie Arizona uformowali związki zawodowe, które przedstawiły swoim przełożonym żądania odnośnie poprawy warunków pracy i podwyższenia płac. Przełożeni się rozsierdzili, odmówili i zesłali wszystkich roszczących do Nowego Meksyku. No i cześć pieśni. Tu masz rycie w skałach ('rock'), a tam se będziesz w biedzie na kamiennej pustyni siedzieć i płakać ('hard place'). I tak od tego czasu ukuło się owe powiedzonko.
Jest jeszcze jeden angielski odpowiednik (oprócz tego, dość uniwersalnego, o Scylli i Charybdzie) - "between the devil and the deep blue sea". Skąd się to wzięło, nie wiadomo. A jak nie wiadomo, to znaczy, że istnieje co najmniej sto piętnaście teorii na ten temat. A ja już ich nie przytoczę, bo mam teraz inne rzeczy do roboty.
"Biedny nasz nieoszacowany phofesoh chhonicznie chohy na nieuleczalny wymiot" - mistrz Gombro
2009-12-28
2009-12-26
"Powrót do przyszłości"
Jednym z absolutnie najważniejszych tegorocznych prezentów gwiazdkowych jest box z wszystkimi częściami "Powrotu do przyszłości". Nie obchodzi mnie, że to może komedia, albo może film dla dzieci, że nie żadne wychuchane ambitne kino, i że w ogóle O CO CHODZI (?????). Wszystkie części znam na pamięć, i wszystkie theme songi, jak nie na pamięć, to tak ogólnie. Jest to niezobowiązujący film, który nieodmiennie mnie bawi (w bardzo prosty, nieskomplikowany sposób), a ja zazwyczaj lubię, gdy właśnie na tym film się kończy. Na tym, że jest jedynie filmem.
Inną kwestią, mocno nostalgiczną, jest fakt, że "Powrót do przyszłości" stanowi i dla mnie powrót do, jeżeli nie dzieciństwa, to przynajmniej młodocieństwa, tudzież pacholęctwa. Powrót do czasu kiedy żyło się od przerwy świątecznej do ferii i od ferii do wakacji. Więc tak, sentymenty.
W ogóle to mam awersję do filmów i rzadko je oglądam. Jest parę takich tytułów, które przejęły mnie do kości, ale nie bardzo do nich wracam (Raczej nigdy). Teoretycznie czegoś mnie one nauczyły, ale w praktyce czuję się przez nie raczej ograbiona. Dlatego zawsze wolę filmy, które nie próbują być czymkolwiek więcej jak tylko zbiorowiskiem scen, które są dobre. Jak "Pulp Fiction" na ten przykład.
Ale z książkami to już jest zupełnie inaczej.
Box jest metalowy, szpanerski mocno, sobie go frontem na półeczce ustawię. Nie wiem tylko, czy znajdę miejsce w całym tym moim bałaganie. Jeżeli chodzi o jakość, wszystkie części są naprawdę dobrze oczyszczone i cyfrowo okiełznane. Box zawiera dodatkowe DVD z różnego rodzaju smaczkami w stylu usunięte sceny i wywiady. Kiedy je oglądałam z bratem czułam się chłopczyńsko. Zatęskniłam za nakręcanymi autkami.
Polecam wszystkim tym, którzy do dziś pamiętają, do czego może doprowadzić zakłócenie kontinuum czasoprzestrzennego i którzy wiedzą jak wygląda kondensator strumienia.
Inną kwestią, mocno nostalgiczną, jest fakt, że "Powrót do przyszłości" stanowi i dla mnie powrót do, jeżeli nie dzieciństwa, to przynajmniej młodocieństwa, tudzież pacholęctwa. Powrót do czasu kiedy żyło się od przerwy świątecznej do ferii i od ferii do wakacji. Więc tak, sentymenty.
W ogóle to mam awersję do filmów i rzadko je oglądam. Jest parę takich tytułów, które przejęły mnie do kości, ale nie bardzo do nich wracam (Raczej nigdy). Teoretycznie czegoś mnie one nauczyły, ale w praktyce czuję się przez nie raczej ograbiona. Dlatego zawsze wolę filmy, które nie próbują być czymkolwiek więcej jak tylko zbiorowiskiem scen, które są dobre. Jak "Pulp Fiction" na ten przykład.
Ale z książkami to już jest zupełnie inaczej.
Box jest metalowy, szpanerski mocno, sobie go frontem na półeczce ustawię. Nie wiem tylko, czy znajdę miejsce w całym tym moim bałaganie. Jeżeli chodzi o jakość, wszystkie części są naprawdę dobrze oczyszczone i cyfrowo okiełznane. Box zawiera dodatkowe DVD z różnego rodzaju smaczkami w stylu usunięte sceny i wywiady. Kiedy je oglądałam z bratem czułam się chłopczyńsko. Zatęskniłam za nakręcanymi autkami.
Polecam wszystkim tym, którzy do dziś pamiętają, do czego może doprowadzić zakłócenie kontinuum czasoprzestrzennego i którzy wiedzą jak wygląda kondensator strumienia.
2009-12-25
"Tajemnica Abigél" Magda Szabó
Węgierska powieść dla dziewcząt, której akcja toczy się w latach czterdziestych, podczas II Wojny Światowej zresztą. Napisana zgrabnie, z polotem i przekazująca smutne prawdy czytelnikom odnośnie wchodzenia w dorosłość. Obecna literatura młodzieżowa raczej z rzadka, jeżeli w ogóle, zawiera w sobie coś takiego. Raczej wręcz przeciwnie, stara się nawet i dorosłego pochwycić i wciągnąć w świat dziecięcy, niewinny i boleśnie nierealny.
Tak sobie wyobrażam właśnie Czytelnictwo Relaksacyjne - książka dla młodzieży, najlepiej napisana Kiedyś Tam Dawno, kiedy nie było komórek i Internetu. Drobny wątek kryminalny, ciekawe postacie, bogaty język.
A propos języka, dobrze, że są tłumacze z węgierskiego. To zakręcony język! Wiem co mówię, bo się go uczę od przypadku do przypadku.
To w zasadzie druga powieść tej pisarki, którą przeczytałam. Kiedyś, za komuny, trochę jej nadrukowali. Obecnie chyba nic Szabó się nie wydaje. A szkoda. Solidna pisarka węgierska (Solidna, w sensie, wie dobrze jak skonstruować powieść, żeby tą powieścią, z rękami i nogami, była). Jak już Wydawnictwo Czytelnik napłodziło tyle Sándora Máraia (do którego mój Szacun jest przytwierdzony na zawsze za "Pierwszą Miłość"), to ktoś inny mógłby wznowić Magdę Szabó. Chciałabym przeczytać więcej jej książek, ale z biblioteki miejskiej zostałam wyklęta, bo od roku trzymam "Otella". Albo i od dwóch lat. Więc chyba zostały mi antykwariaty.
Tak zresztą udało mi się zdobyć książkę, odnośnie której jest (i nie jest) ten wpis.
Ciekawostka: Pierwszy tekst (literacki) napisany po węgiersku zwał się "Mowa pogrzebowa i błaganie", a pierwszy wiersz - "Starowęgierski lament maryjny". Także nie tylko u nas wczesne średniowiecze było wesołe.
Tak sobie wyobrażam właśnie Czytelnictwo Relaksacyjne - książka dla młodzieży, najlepiej napisana Kiedyś Tam Dawno, kiedy nie było komórek i Internetu. Drobny wątek kryminalny, ciekawe postacie, bogaty język.
A propos języka, dobrze, że są tłumacze z węgierskiego. To zakręcony język! Wiem co mówię, bo się go uczę od przypadku do przypadku.
To w zasadzie druga powieść tej pisarki, którą przeczytałam. Kiedyś, za komuny, trochę jej nadrukowali. Obecnie chyba nic Szabó się nie wydaje. A szkoda. Solidna pisarka węgierska (Solidna, w sensie, wie dobrze jak skonstruować powieść, żeby tą powieścią, z rękami i nogami, była). Jak już Wydawnictwo Czytelnik napłodziło tyle Sándora Máraia (do którego mój Szacun jest przytwierdzony na zawsze za "Pierwszą Miłość"), to ktoś inny mógłby wznowić Magdę Szabó. Chciałabym przeczytać więcej jej książek, ale z biblioteki miejskiej zostałam wyklęta, bo od roku trzymam "Otella". Albo i od dwóch lat. Więc chyba zostały mi antykwariaty.
Tak zresztą udało mi się zdobyć książkę, odnośnie której jest (i nie jest) ten wpis.
Ciekawostka: Pierwszy tekst (literacki) napisany po węgiersku zwał się "Mowa pogrzebowa i błaganie", a pierwszy wiersz - "Starowęgierski lament maryjny". Także nie tylko u nas wczesne średniowiecze było wesołe.
Subskrybuj:
Posty (Atom)