"Biedny nasz nieoszacowany phofesoh chhonicznie chohy na nieuleczalny wymiot" - mistrz Gombro
2010-03-21
"Namiętność" Jeanette Winterson
Tę książkę czytałam po raz pierwszy parę lat temu, teraz zrobiłam to po raz drugi na potrzeby naukowo-magisterskie. I dobrze, że tak się stało, gdyż, z tego co pamiętam, nie polubiłam wówczas tej powieści (króciutkiej, bo króciutkiej) tak jak powinnam. Czyli TOTALNIE.
Zagadnienie namiętności jest dla mnie chyba jednym z ciekawszych. Nie można go jednoznacznie określić, zdefiniować. Przede wszystkim - nie można zrozumieć.
W książce jest ono rozważone z różnych stron, ale rozważania te zadają tylko tony pytań i tak zasypanego zostawiają czytelnika. Według moich wniosków wysnutych na podstawie lektury, namiętnością jest obsesja, która jest jednocześnie przeznaczeniem. Obsesja, która jest ponad dobrem i złem, ponad białym i czarnym. Ponad wszystkimi kolorami.
Przy tym jednak, ludzka wola nie jest tak zupełnie bez znaczenia. Powieść ma dwóch narratorów. Mężczyzna, Henri, wydaje się bezwolny i niezdecydowany. Jego miłość (namiętność ślepego oddania?) do Bonapartego wynika z wpływu księdza-nauczyciela, opowieści o wybrańcach, świętych, męczennikach. Drugi narrator jest kobietą. Villanelle od początku kształtuje siebie, wie czego chce, dlatego jej namiętność nie rujnuje jej. Wie, kiedy się od niej odciąć, i dokładnie rozumie dlaczego.
Czy namiętność zawsze musi prowadzić do ruiny? Jeżeli się nie płonie, aż do ostatecznego spalenia fundamentów, to nie jest namiętność. Ale to już moja własna interpretacja zjawiska.
"Twierdzę, że ją kocham. Co to znaczy?
Oznacza to, że oglądam moją przeszłość i przyszłość w świetle tego uczucia. To tak jakbym pisał w obcym języku, który nagle potrafię przeczytać. Ona wyjaśnia mi mnie samego bez słów. Jak geniusz nie jest świadoma tego, co czyni"
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz