Jestem okrutnie demode, ponieważ przeczytałam "Good night, Dżerzi" dopiero teraz, kiedy opadły odłamki i paprochy po wielkim boomie na tę książkę. Ale może to i lepiej. Szczerze mówiąc tyle się o niej naczytałam i była tak popularna, że byłam już prawie zdecydowana jednak jej nie nabywać. Mimo wszystko nabyłam. Z czego bardzo się cieszę, bo to wspaniała książka. Wcześniej nie czytałam Głowackiego absolutnie nic, ani nawet linijki, i teraz wiem, że nie jest to na pewno powód do chwalenia się, wręcz przeciwnie.
Rozreklamowana jako luźna biografia Jerzego Kosińskiego, według mnie nie jest biografią w ogóle, nawet mocno poluźnioną. Jest bardziej pewną wariacją na temat wyobrażenia (wyobrażeń) osoby Kosińskiego, a to z kolei służy tylko jako narzędzie do rozważań na temat fikcji w życiu, autokreacji, kreacji świata wyobrażonego. Wszystko to, i więcej - sny, anegdoty, plotki, stapiają się w jedno. Ten nadmiar fikcji, który sami wytwarzamy, paradoksalnie prowadzi do głodu za rzeczywistością, za prawdą, świadectwami. Dlatego właśnie wszyscy są początkowo oczarowani Kosińskim. Nie z powodu "Malowanego ptaka" samego w sobie. Ale dlatego, że powiedział im to co pragnęli usłyszeć - nie: "Napisałem tę książkę", "Stworzyłem tę fikcję", ale: "Przeżyłem to."
Pomimo niemalże jednoznacznie pesymistycznego wydźwięku tej uciążliwej i kompulsywnej autokreacji, która dotyczy każdego z nas, jest w tym pewna nutka optymizmu. Przede wszystkim dla pisarzy: przyzwolenie na pełną wolność, na rozciąganie wszelkich pomysłów, pozbycie się wstydu, kreację totalną i nieposkromioną. Z zastrzeżeniem jednak, żeby "nie drażnić lwa", nie karmić spragnionych "najprawdziwszej prawdy" publiczności deklaracjami "Przeżyłem/am to."
Tak naprawdę głównym bohaterem nie jest Dżerzi. Mamy tutaj jednak główną bohaterkę, jedną jedyną i niepowtarzalną - Maszę. Masza pochodzi z Moskwy, gdzie przeżyła naprawdę smutne i zimne dzieciństwo oraz młodość, aby w Nowym Jorku razem ze starszym od niej mężem (bardziej na zasadzie sponsora) dorosnąć, przy czym dorastanie jest równie brutalne, jak wiek młodzieńczy. Sposób w jaki opisuje otoczenie, przeszłość, swoje sny jest jedyny w swoim rodzaju, niesamowicie "swojski", prosty, a jednocześnie hermetyczny, wprowadzający w świat należący tylko do niej, do którego nikt inny nie ma wstępu. Wszystko czego pragnie, to przestać się bać. Po przeczytaniu książki nie wiem czy jej się to udało. Ale wiem, że na pewno należy obecnie do moich najulubieńszych kobiecych bohaterek literackich wszechczasów.
Z tą lekturą wiąże się zresztą ciekawa opowiastka. Mamy taką sąsiadkę, która bardzo lubi czytać i podobno podczas lektury "Good night, Dżerzi" tak się różnymi co mocniejszymi wątkami zbulwersowała, że wyrzuciła ją (nie doczytując do końca) do kosza. Wielkie brawa za tą niekłamaną manifestację cnotliwości ;)
"Biedny nasz nieoszacowany phofesoh chhonicznie chohy na nieuleczalny wymiot" - mistrz Gombro
2011-03-05
"Good night, Dżerzi" Janusz Głowacki
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Jeszcze nie czytałam, choć mam nadzieję, że stan ten długo nie potrwa ;-)
Książki nie czytałam, bo czekam cierpliwie w kolejce (biblioteka)W zasadzie do książki przestałam się rwać, kiedy wyczytałam, że o Kosińskim, ale w kolejce nadal stoję podśpiewując: za czym kolejka ta stoi...
Polecam, polecam. Moim zdaniem fakt, że o Kosińskim nie ma aż takiego znaczenia jak mogłoby się wydawać :)
pretensjonalizm i tania kokieteria w jednym; stylistycznie irytujaca; epatowanie przeklenstwami i nad tym wszystkim oko puszczone do czytelnika - gest tylze niepotrzevbny, co nie na miejscu, bo autor nie nawizauje z czytelnikiem porozumienia;
jedna z gorszych ksiazek, jakie czytalem w zyciu
Prześlij komentarz