Strony

2011-09-26

"Szkarłatne godło odwagi" ("The Red Badge of Courage") Stephen Crane

Wydana w 1895 „The Red Badge of Courage” jest ponoć jedną z najważniejszych powieści w literaturze amerykańskiej i ja jak zwykle przeczytałam to dzieło dopiero teraz będąc już znękaną, znerwicowaną babą po studiach (anglistycznych). Ale może to i właśnie lepiej.

Książka jest dość krótka, w obojętnie jakich wydaniach rzadko kiedy ma więcej niż 200 stron. Przez te strony nie jest jednak tak łatwo przebrnąć. No ale zacznijmy od początku: Stephen Crane – pisarz, poeta i dziennikarz. Także korespondent wojenny. Zmarł na gruźlicę w wieku 28 lat (!) w roku 1900. Swoim pisarstwem wpisywał się w nurt naturalistyczny, czego „Godło” jest dość dobitną prezentacją.

Bohaterem powieści jest Henry Fleming, którego narrator nigdy nie nazywa po imieniu, a raczej protekcjonalnie - „the youth” („młodzieniec”, może dziś powiedzielibyśmy po prostu „młody”). Nasz „młody” jest na wojnie (secesyjnej, po stronie Północy), przynależy do 304-go regimentu. Zawsze marzył o pójściu na wojnę, romantyczne wyobrażenia o niej nigdy go nie opuszczały. Kiedy jednak dochodzi do pierwszej walki, Henry ucieka z pola bitwy, bo wydaje mu się, że jego strona i tak przegra... Unia jednak wygrywa to starcie z Konfederatami, a Henry kryje się po lesie przeżuwając samotnie swój wstyd. Potem jednak dołącza do wracających z bitwy żołnieży, zabrudzonych prochem, krwawiących, utykających... Sam nie odniósł żadnej rany, co jeszcze bardziej przypomina mu o ucieczce. Szczęście jednak uśmiecha się do niego, bo... zdziela go w łeb strzelbą jeden z powracających żołnierzy, zdenerwowany nagabywaniem Fleminga. Kiedy wraca do kompanów, wszyscy myślą, że odniósł tę ranę w walce, a on nie zaprzecza. Podczas następnej bitwy, dla odmiany, Henry walczy jak szatan, chociaż wybudza się ze wszystkich dotychczasowych iluzji na temat wojny, zwłaszcza po tym jak podsłuchał rozmowę oficera z generałem, gdzie oboję wyrażają się o jego regimencie, jak gdyby to był zaledwie worek z piaskiem, który ma zatkać krytyczną dziurę. A on sam jest jedynie ziarnkiem piasku w tym worku.

Co jest niezwykłego w tej powieści? Jej kinematograficzność. Została ona wydana na długo przed tym, jak sugestywne i mocne wojenne sceny można było zobaczyć w filmach. Lwia część książki to opisy bitew i związanych z nimi hukiem, rozgardiaszem, potem, krwią, ranami i bólem. Crane nie daje naszej wyobraźni ani chwili wytchnienia, jest dla niej bardzo wymagający. To właśnie sprawia, że trudno przebrnąć przez książkę, chociaż zdecydowanie warto. Stephen Crane ma niepowtarzalny, „malarski” styl, którym czaruje już od pierwszego zdania książki.

Powieść wojenna. Pewnie antywojenna, wszystko zależy od interpretacji i spojrzenia. Zadaje fundamentalne pytania, z którymi prawdopodobnie zmagają się na całym świecie żołnierze i dziś: Czym jest odwaga? Męstwo? Czyżby nie wyrzutem sumienia? Próbą zamaskowania wstydu? Czy żołnierz jest tylko trybikiem, ziarnkiem piasku właśnie? Czy jego życie jako jednostki zupełnie się nie liczy?

A natura towarzysząca walkom, bliskość lasu, śpiewu ptaków – ta natura pozostaje niewzruszona, niewidoma na cierpienie, głucha na krzyki rannych. Trwa pomimo i trwa sama dla siebie.

Strasznie tęga i poważna wyszła mi recenzja, ale też taka ta powieść jest. Tylko w niektóych okazjonalnych dialogach między żołnierzami można doświadczyć odrobinę humoru. Polecam tę poważną pozycję wszystkim, którzy ciekawi są, jak ludzki umysł radzi sobie w ekstremalnych okolicznościach; wszystkim którzy chcą razem z Flemingiem „się spróbować”, nie z wizją nacierającego wroga, ale z sobą samym i swoimi dotychczasowymi wyobrażeniami o odwadze i męstwie.

„Szkarłatne godło odwagi” ukazało się w Polsce (pewnie jako wznowienie, może nowy przekład) jakiś rok temu, wydane przez wydawnictwo Interwers, w dziwnej serii 'Skandale i sensacje literackie'. Dziwne, czy nie, ważne, że jest na polskim rynku. Gdyż klasyki amerykańskiej często w polskich księgarniach brak. A szkoda.

Brak komentarzy: