Strony

2011-04-21

"Twoja twarz jutro. Gorączka i włócznia" Javier Marías

Bohaterką dzisiejszego wpisu jest książka Javiera Mariasa, pierwsza część trylogii "Twoja twarz jutro" pt. "Gorączka i włócznia". To moje pierwsze spotkanie z tym autorem. Rzadko miałam jak dotąd do czynienia z literaturą hiszpańską w ogóle, co jest kolejnym powodem do książko-molowego wstydu. Zresztą chyba w ogóle jestem tych wstydów kolekcjonerką.

Narracja powieści jest pierwszoosobowa. O wszystkim opowiada nam Hiszpan, Jacques Deza, który po separacji z żoną żyje w Anglii. Najpierw pracuje dla radia BBC, potem zostaje zwerbowany do tajemniczej grupy jako obserwator ludzkich charakterów, prognostyk ich przyszłych poczynań, gdyż jako jeden z niewielu ma zdolność dostrzegania w innych ich prawdziwej natury, wypatrywania prześwitów w znojnie wytwarzanych wizerunkach. Działalność ta w jakiś sposób łączy się z wydarzeniami II Wojny Światowej oraz hiszpańskiej wojny domowej, chociaż nie dowiadujemy się zbyt wiele na temat tego powiązania z pierwszego tomu. Jest w tej książce coś, co przypomina mi "Tajemniczy płomień królowej Loany" Umberto Eco... Może to obecność takich pół-sennych, pół-reportażowych powrotów do wydarzeń historycznych, może to te czarno-białe obrazki przedstawiające stare plakaty, które możemy pod koniec książki oglądać razem z bohaterami.

Opowieść stanowi monolog wewnętrzny, trochę bardziej spójny i klasyczny jednak, niż niektóre znane dotychczas "strumienie świadomości". Charakterystyczna jest zwłaszcza dygresyjność, nasz bohater potrafi rozprawiać przez bardzo długi czas o rzeczach dość nieistotnych i odmiennych od tego, co robił i o czym mówił jeszcze parę stron wcześniej, przy czym opowieść nic a nic na tym nie traci. Na pewno się nie nudzi. Jest wręcz hipnotyzująca, a czytelnik ma poczucie, że płynie poprzez strony i rozdziały.

Głównym tematem "Gorączki i włóczni", a pewnie i całej trylogii jest konstytuowanie prawdy, co jednocześnie stanowi oksymoron, gdyż przyjmuje się zazwyczaj, że prawda po prostu jest. Mimo to, czytając tę książkę, w pewnym momencie przyznaje się samemu sobie, że prawda jest tworzona, na tysiące sposobów, przez miliony ludzi. Jest przywłaszczana, zmieniana w kłamstwo, następnie na powrót w prawdę, przekazywana, parcelowana, składana w nowe formy. Bardzo podobały mi się te fragmenty, które traktowały o mówieniu, języku, pisaniu jako o nieskończonych, wzajemnie się "nadpisujących" i "dopisujących" zjawiskach, chociaż miałam wrażenie, że nie do końca jest to fakt przez narratora (może autora?) aprobowany.

Jedyne zastrzeżenie, które mam, a i to raczej na wyrost, to jakieś takie specyficzne potraktowanie kobiet w tej powieści. Tzn. zacznijmy od tego, że prawie tutaj nie występują, a jeśli już, to w jakiś taki delikatnie arogancko przedmiotowy sposób. Nie wiem czy ja jestem jakaś przewrażliwiona bardziej obecnie, czy faktycznie jest tu coś niezbyt w tym temacie, ale czułam momentami zażenowanie okołokobiecymi refleksjami narratora. Ale chyba zbyt wcześnie, żeby to osądzić tylko po pierwszej części.

No więc zobaczymy co nam przyniosą pozostałe dwie części. Sama nie wiem, czy fakt, że ta powieść to, jak szumnie wydawnictwo z tyłu książki ogłasza, "tryptyk", bardziej mnie drażni, czy cieszy. Na pewno kupię resztę, kiedy tylko się ukaże, bo warto. Tylko kiedy? Znowuż - z tyłu okładki obiecują, że już niedługo. Trzymam za słowo.

No i okładka. Jest przepiękna.

2 komentarze:

kasandra_85 pisze...

Rzeczywiście, okładka piękna:)). A do tego ciekawa i profesjonalna recenzja, co zdecydowanie zachęca mnie do książki:)
Pozdrawiam!!

pani Katarzyna pisze...

Polecam bardzo, aczkolwiek świadomość, że to część trylogii zawsze może trochę zniechęcać ;) Pozdrawiam również!