Strony

2011-10-14

"20 odsłon zachłannej młodości" Xiaolu Guo

W przerwach między Wiekiem niewinności zdarzyło mi się przeczytać niewielką książkę autorstwa chińskiej pisarki Xiaolu Guo, która nie tylko trudni się pisarstwem zresztą, ale i kręceniem filmów. Swojego czasu inna jej powieść była stosunkowo dobrze znana przez polskich czytelników - Mały słownik chińsko-angielski dla kochanków. Ku mojemu zdziwieniu, odkryłam właśnie przed chwilą, że przeczytany przeze mnie utwór też ukazał się na polskim rynku, i to rok temu.

20 odsłon zachłannej młodości to 20 momentów z życia dwudziestoparoletniej Fenfang. Dziewczyna postanawia porzucić swoją, pogrążoną w makabrycznej stagnacji, wioskę, i wyrusza do Pekinu. Tam po paru latach różnych, niezbyt ciekawych, zajęć, udaje jej się zostać statystką, a następnie początkującą scenarzystką. Nie jest to jednak historia w stylu „od pucybuta do milionera”. Fenfang, mimo iż dorosła, jest jak zagubione dziecko. Zdaje sobie sprawę, że niczego nie osiągnęła, chociaż kombinacja: wielkie miasto + jej młody wiek stanowiły same w sobie ogromną obietnicę (skąd ja to znam...). W ogromnym Pekinie prowadzi niemalże koczownicze życie, często zmieniając mieszkania (albo uciekając przed byłym chłopakiem, który miał w zwyczaju ją nachodzić i niszczyć wszystkie jej rzeczy; albo z powodu niezapłaconego czynszu), i jedząc zazwyczaj tylko nudle, popijając je kawą.

Bardzo podoba mi się styl prowadzenia opowiadania: potoczny, ale i bardzo stoicki. Fenfang stoicko opisuje destrukcyjne działania byłego chłopaka, aresztowanie przez policję ludową, powrót do rodzinnej wioski po siedmiu latach. Chociaż jeśli o to ostatnie chodzi, jest to najbardziej emocjonalny moment, więc chyba jednak z tego stoicyzu się wyłamuje.

Współczesne, komunistyczne Chiny i Pekin. Realia tak różne od tych, które ja znam. A jednak byłam w stanie się świetnie zidentyfikować z bohaterką. Wygląda na to, że bolączki wchodzenia w dorosłość (bądź też po prostu nie radzenie sobie z nią) są uniwersalne.

Nie wiem jakie jest polskie tłumaczenie, ja czytałam 20 odsłon po angielsku, czyli w zasadzie oryginał. „W zasadzie”, bo autorka razem z tłumaczką ponownie napisała tę powieść, która w Chinach ukazała się pod tytułem Fenfang i jej 37,2 (To jak nasze 36,6 ;)). Ponownie napisała, czyli wiele rzeczy zmieniła, jak zresztą wyjaśnia w posłowiu. Mam nadzieję, że w polskim tłumaczeniu udało się zachować wspomniany przeze mnie styl. Ale raczej nie powinno być z tym problemu, zwłaszcza że z tytułem świetnie sobie ten tłumacz poradził (A wiadomo, tytuły najgorsze ;)).


A już niedługo STOSY, STOSY!

Brak komentarzy: