Zazwyczaj w literackiej fikcji nie dziwi, kiedy dany bohater znajduje się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i spotyka odpowiednie postacie. W końcu tak się konstruuje powieść – niesamowite zrządzenia losu. Wspomnienia Patti Smith nie są jednak fikcją, a jednak opierają się na identycznej konstrukcji – wielbiąca poezję i sztukę dziewczyna wyjeżdża do Nowego Jorku (odpowiednie miejsce), pod koniec burzliwych lat 60-tych (odpowiedni czas) i poznaje młodziutkiego artystę – Roberta Mapplethorpe'a (odpowiednia postać).
W Just Kids Patti Smith wspomina swój związek z Robertem i ich (czasem bardziej, czasem mniej) wspólne życie do momentu wydania przez nią pierwszej płyty „Horses” (1975). Nowy Jork lat 60-tych i 70-tych jest niezwykle barwnym tłem dla całej historii. Smith spotyka przez te opisane szczegółowo 7-8 lat wiele niesamowitych, ikonicznych już postaci, tak, że czasem czytelnik ma wrażenie, że wędruje ze Smith w charakterze Wergiliusza, niczym Dante, po jakimś artystycznym niebie – jest tutaj Janis Joplin, Jimi Hendrix, Andy Warhol, Allen Ginsberg, Gregory Corso...
Trzeba pamiętać, że wówczas Patti Smith była kompletnie nieznaną osobą. Do Nowego Jorku dotarła bez żadnego konkretnego planu i praktycznie bez pieniędzy, wiedziała po prostu, że już nie może dłużej pracować w fabryce w swoich rodzinnych stronach, że może to kiedyś zabić jej duszę (Co zresztą jest odzwierciedlone w tekście jednej z pierwszych jej piosenek – Piss Factory). Przez miesiąc była bezdomna, nawet mając już pracę (której znalezienie trwało bardzo długo), jako sprzedawczyni w sklepie z egzotyczną biżuterią. Pewnego dnia młody, nieśmiały chłopak kupuje u niej bransoletkę, która jej zawsze też bardzo się podobała.I w tak oto niepozorny sposób zaczyna się ich historia.
To nie jest jednak bajka o dwójce kreatywnych ludzi, którzy mieszkają w cudownym Nowym Jorku. Tak naprawdę podczas czytania byłam lekko przybita, bo warunki w jakich ta dwójka żyła, i uparcie tworzyła, przez wiele lat pozostawiały wiele do życzenia. Wynajmowali obskurne mieszkania w niewesołych dzielnicach, często brakowało im pieniędzy na jedzenie - musieli wybierać między kupieniem farb, a kupieniem kanapek. Czasem zresztą Patti podkradała te pierwsze, co szczerze wyznaje. Piękna jest determinacja z jaką oboje starają się otaczać niezwykłymi przedmiotami, pozostać zainspirowanymi, pomimo okropnie szarego, kamiennego otoczenia i codzienności, gdzie nawet wspomniane gwiazdy i ikony wydają się zdesperowane i zszarzałe.
Just Kids mówi też o gorzkiej prawdzie – aby czegoś dokonać nie wystarczy mieć w głowie paru „fajowych” pomysłów i rozmyślać „jakby to było gdyby”. Trzeba być zmotywowanym aż do kości, a inspiracja ma być jak częste klapsy wzmagające krążenie. I ciężko pracować trza.
Mam nadzieję, że wkrótce już ukaże się polskie tłumaczenie!
"Biedny nasz nieoszacowany phofesoh chhonicznie chohy na nieuleczalny wymiot" - mistrz Gombro
2011-10-24
"Just Kids" Patti Smith
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
ja tez mam nadzieję, bo mam chrapke od jakiegoś czasu na te książkę
No właśnie przysięgłabym, że u kogoś recenzja tej książki już była w polskiej blogosferze i ten ktoś wspomniał, że ma być wydana przez Czarne... Tylko nie mam pojęcia kto to był i po 10 minutach szukania na prawdopodobnych miejscach nic a nic nie znalazłan. Przecież mi się nie przyśniło?
nie przyśniło Ci się, ja widziałam w kilku miejscach, czarne ma wydać w przyszłym roku chyba
Prześlij komentarz