Cóż, na razie jestem mało płodna, bo dokańczam pracę magisterską i doczytuję jeszcze parę rzeczy do niej. Poza tym brak mi tak zwanej energii i nawet zupka pięć minut pikantny rosół nic tu nie pomaga. Mimo to znajduję czas na czytanie i, jak to ja mam w zwyczaju, czytam sto tysięcy książek na raz, a konkretniej trzy: "Muzeum Niewinności" Pamuka, "Nie myśl, że książki znikną" Eco & Carrière oraz "Lost in the Funhouse" Bartha.
Jakiś tydzień temu skończyłam czytać eseje Zadie Smith, "Jak zmieniałam zdanie", miała być recenzja, ale mi się zapomniało. Zresztą nie wiem czy na świeżo napisałabym wiele więcej niż teraz, bo miałam mieszane uczucia po lekturze. Po pierwsze, myślałam, że będzie więcej o literaturze, a tymczasem o (starych i nowych) filmach było niemalże tyle samo. Co więcej, okazało się, że eseje o filmach są znacznie ciekawsze niż te o książkach. Nie chcę ujmować Zadie Smith błyskotliwości, ale jej literackie rozważania jakoś mnie nie ruszyły. Wyjątkiem był rozdział, gdzie pisarka przedstawia nam jak zabiera się do tworzenia powieści, jak podejście do własnej twórczości, i do pisania w ogóle, z czasem się u niej zmieniało. Nie wiem, może nie jestem dostatecznie gorącą fanką Smith, żeby docenić w pełni każdy esej tutaj z osobna, może lepiej skupię się na jej powieściach (przyszłych, bo przeszłe mam już przeczytane).
Jezu, jaki durny mi ten opis wrażeń wyszedł. Ale takie były właśnie moje wrażenia - durnie niewiadomojakie ;)
Jest kocyk, jest herbatka. Biorę się do czytania.
"Biedny nasz nieoszacowany phofesoh chhonicznie chohy na nieuleczalny wymiot" - mistrz Gombro
2011-01-14
Impasse...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
przydałoby mi się poznać Pamuka. :)
Oj polecam, polecam. Ja to już nie mam na niego siły... W pozytywnym sensie ;D
Prześlij komentarz