Chyba nie ma większego sensu streszczać fabuły tej książki, chociażby w jednym zdaniu, bo każdy kto choć od czasu do czasu przebywa na blogach książkowych, zna ją już na pamięć. Jeżeli jednak pamięć wydaje się trochę niekompletna, to dla przypomnienia wystarczy podać imiona: Alice, Mattia. Jeżeli to nie pomaga, odwiecznie pomocny jest opis na stronie wydawnictwa.
Powieść czyta się jednym haustem, nie jest to wymagająca lektura. Z drugiej strony nie ma w niej taniego sentymentalizmu, romanśności, pitulenia, zbędnych słów. To mnie najbardziej zastanawia. Styl tej powieści. Jest wzorowy, słowa, porównania, dialogi zawierają tylko to, co absolutnie muszą zawierać, żeby czytelnik miał ochotę czytać dalej. Nie jest to jednak jednoznaczna pochwała. W stwierdzeniu, że styl jest wzorowy mieści się też zarzut. Sposób w jaki napisana jest ta książka przypomina trochę matematykę Matii, wszystko ma swoje rozwiązanie. Albo fizykę samego Giordano - działa, bo tak jest zaprojektowane. Brakuje tutaj czegoś, co mogłabym sobie przywłaszczyć. Co byłoby tylko moje. W tym idealnym, zimnym projekcie nie ma miejsca dla potencjalnego mieszkańca, tylko dla zwiedzających.
Ale może taki właśnie jest cel. Może ta historia tylko w ten sposób, takimi środkami mogła zostać przedstawiona. Bo historia jest także chłodna, wręcz mroźna. Przypomniała mi młodszą mnie, kiedy stroniłam od ludzi. Oraz starszą mnie, kiedy nauczyłam się, że to nie jest najlepsze wyjście. Ale bohaterowie się tego nie nauczą. Kiedy dorastają, tylko naśladują życie. Wiemy też, że nie ma dla nich ratunku. Ten prosty fakt jest wyzwaniem dla dzisiejszej romansiarskiej literatury przydającej miłości, aromaterapii i psychoterapeutom właściwości leczniczych i przywracających do "normalności". Tutaj nikt z niczego nie "wyjdzie", nikt nie spojrzy na nic "z innej strony".
To prawdziwe jak ostrze noża. Zimne jak matematyka, ale w przeciwieństwie do matematyki - bez rozwiązania.
Zakończenie jest wielkim plusem tej książki. To jeden z tych sugestywnych obrazów, które wykraczają w tej powieści trochę poza "wzorowy styl", o którym piszę wyżej. Paolo Giordano jest obiecującym pisarzem i jeżeli o mnie chodzi mógłby pójść bardziej w stronę tego obrazowania, tej fotografii odbijającej odczucia bohaterów. Zobaczymy, będę miała jego nazwisko na uwadze.
Książkę wygrałam w losowaniu, typu "podaj dalej", które bardzo mi przypadło do gustu. Przyszła do mnie od Kingi (Dwie pasje i tysiące marzeń), która wylosowała mnie z tej fantastycznej matrioszki. Ja swoje losowanie także zorganizuję już wkrótce, więc jeżeli jesteście zainteresowani tym tytułem, bądźcie czujni ;)
"Biedny nasz nieoszacowany phofesoh chhonicznie chohy na nieuleczalny wymiot" - mistrz Gombro
2011-01-30
"Samotność liczb pierwszych" Paolo Giordano
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
Książka stoi spokojnie na półce i czeka na swoją kolej:). Mam nadzieję, że w najbliższych miesiącach uda mi się ją przeczytać:)
Pozdrawiam!
kurcze, tyle razy widziałam w bibliotece ją a nigdy nie wzięłam. tym razem wypożyczę, bo wstyd nie znać i wydaje się interesująca i warta przeczytania :)
Jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z tą książką, teraz na pewno rozejrzę się za nią.
Może zgłoszę się do losowania?? :)
Już tyle czasu mam ją na swojej liście 'do kupienia', że szkoda gadać :P muszę ją w końcu mieć ;)
To zachęcam do wyglądania losowania. Może nawet dziś zorganizuję :)
Podskakuję i wołam: Ja! Ja! Ja!
Prześlij komentarz