Strony

2012-04-18

"Dzikie łabędzie. Trzy córy Chin" Jung Chang

Dawno nie czytałam równie fantastycznej książki. Dzikie łabędzie to opowieść o trzech kobietach, każda z nich reprezentuje inne pokolenie, a ich losy ściśle splatają się z XX-wieczna historią Chin. Autorka przybliża nam życie swojej babki, mamy, oraz swoje własne, jej rodzeństwa i przyjaciół. Czytelnik otrzymuje przy tym sporą dawkę informacji o wydarzeniach w Chinach, zwłaszcza z okresu rewolucji kulturalnej. Po tej lekturze jestem jeszcze bardziej zafascynowana tym niesamowitym krajem.

Podczas gdy wszyscy główni bohaterowie stali się mi bliscy, najbardziej przywiązałam się chyba do matki autorki. Jako młoda dziewczyna była oddana komunizmowi, można zresztą bardzo łatwo zrozumieć dlaczego – obietnica równości i sprawiedliwości, wyzolenia biednych grup społecznych i nadejścia „nowego” pociągała wielu młodych ludzi (Podobne nastroje dobrze zobrazowane zostały np. w Matce Maksyma Gorkiego). Poślubia działacza komunistycznego, bardziej oddanego socjalizmowi i pracy, niż rodzinie, aż do ostatnich swoich dni. Oboje początkowo stają się ważnymi funkcjonariuszami, potrzebnymi i szanowanymi, chociaż matka nękana jest pewną dozą nieufności ze strony Partii i zmuszana jest do samokrytyki z racji swoich znajomości z nacjonalistami Kuomintang sprzed czasów objęcia władzy przez komunistów. Te więzi, wtedy niewinne, będą ciążyć nad nią przez wiele lat.

Stopniowe rozczarowanie rządami Mao osiąga swój zenit podczas rewolucji kulturalnej, która przypada na okres dojrzewania autorki. Jung Chang fantastycznie przedstawia wszystkie paradoksy zarówno codziennego, jak i politycznego, życia, zwłaszcza po tym, kiedy na scenie pojawia się Madame Mao. Książki ogłupiają, na naukę składa się jedynie lektura Dziennika Ludowego (którego przez jakiś czas ludzie bali się wyrzucać, bo były w nim zawsze zdjęcia Mao, więc pozbycie się takiej gazety mogło grozić byciem uznanym za „kapitalistę”), wszelkie dotychczasowe tradycje są „burżuazyjne”, a z głośników w każdym mieście non-stop sączy się jad i denuncjacje kolejnych „kapitalistów” i „prawicowców”. Tych, którzy trafiają do aresztu czekają tortury i, przede wszystkim, serie upokorzeń (np. golenie połowy głowy, opluwanie). Prerażające jest to, co strach czyni z ludźmi, to jak automatycznie sprowadza ich do roli ofiar i katów. Mao wiedział, że ludzie, dosłownie – sąsiedzi i współpracownicy, ustanowią najlepszą kontrolę między sobą. W ten sposób, wyrabiając w ludziach nieufność i obojętność, wiedział, że mało możliwym będzie utworzenie przez nich jakiejkolwiek grupy, czy ruchu oporu.

Każdy rozdział tej książki warty byłby przybliżenia i opisania. Pomimo jej rozmiarów i historyczno-wspomnieniowego charakteru Dzikie łabędzie nie posiadają tzw. „dłużyzn”, nie ma tam nawet jednego zbędnego, pustego, bądź nudnego akapitu. Jung Chang zadbała o to, aby jej opowieść tętniła życiem – czytelnik jest osamotnioną, znudzoną konkubiną, tak jak babka Chang, jest jej matką z trudem pokonując nieludzko ciężką wędrówkę podczas Długiego Marszu, jest w końcu samą autorką, która widzi samobójstwo koleżanki ze szkoły, szykanowanej i dręczonej przez Czerwoną Gwardię. Jednocześnie Chang nigdy nie ocenia, nie potępia i nie gloryfikuje, co, w przypadku przedstawienia historii komunistycznych Chin dla Zachodu niestety czasem się zdarza (mam tu na myśli np. Revolution is not a Dinner Party autorstwa Ying Chang Compestine). Za tę, na pewno trudną, próbę obiektywizmu, bardzo szanuję autorkę. Każdy, kto jest zainteresowany choć odrobinę Chinami i ich burzliwą XX-wieczną historią MUSI sięgnąć po tę pozycję. Każdy, kto niewiele wie o Chinach, a chciałby się dowiedzieć, POWINIEN sięgnąć po Dzikie Łabędzie. A reszta – niech też spróbuje. Nikt nie pożałuje spotkania z tą lekturą, chyba że Ci, którzy najbardziej lubią czytać o wampirach. Wampirów w tej książce brak.

4 komentarze:

litera pisze...

Ostatnimi zdaniami mnie rozbroiłaś!;D Świetny tekst, całościowo, i rzeczywiście zachęca do przeczytania "Dzikich łabędzi". Przyznam, że sama jeszcze nie miałam przyjemności przeczytać tej powieści, niemniej, zwróciła jakiś czas temu moją uwagę.

Pozdrawiam!

joly_fh pisze...

Rzeczywiście, to świetna książka. Robi duże wrażenie ze względu na opis czasów Rewolucji Kulturalnej. Ja nie mogę pojąć, jak ludzie dobrowolnie mogą niszczyć WŁASNE dziedzictwo.

pani Katarzyna pisze...

@litera: :D Przyszło mi do głowy, kiedy starałam się wpaść na to komu ta książka mogłaby się nie spodobać ;D Bardzo polecam "Dzikie łabędzie" - może w sam raz na przerwę majową?

@joly_fh: Myślę, że większość z tych ludzi niewiele wiedziała o dziedzictwie - Czerwona Gwardia składała się z nastolatków wychowanych już w "nowym duchu", a jeśli przy tym jeszcze nie wywodzili się z rodzin wysokich funkcjonariuszy, to ani książki nigdy nie tknęli, ani nawet nie chodzili do zbyt dobrych szkół. Ci nieliczni, którzy wiedzieli co się dzieje, albo kończyli w więzieniu, jako obrońcy "starego", albo przymykali na te działania oko, żeby do tego więzienia nie trafić.

Chihiro pisze...

O tak, to jest książka wybitna! Pluję sobie w brodę, że nie udało mi się kupić biletów na przedstawienie teatralne na podstawie tej książki, do której scenariusz napisała zresztą Jung Chang, a które właśnie w sobotę przestali grać. Za późno się zorientowałam, za późno zdecydowałam, że mam czas kupić bilety. I już wszystkie były wyprzedane. Może jeszcze będą to grać, bo popyt był wielki, a sztuka zyskała znakomite recenzje. Choć zastanawiam się, jak można upchnąć taki kawał historii w kilkugodzinną sztukę...
Ale fakt - ktokolwiek chce wiedzieć coś o Chinach dwudziestowiecznych, musi sięgnąć po "Dzikie łabędzie...".