Strony

2012-02-24

Piątkowy raport książkowy (5)

Właśnie przeczytane: Każdy umiera w samotności Hansa Fallady. Polecam!

Teraz czytam: Cesarzową Shan Sy. Bogaty styl oddziaływujący na wyobraźnię, ciekawa, pełna okrucieńtwa, historia chińskiej cesarzowej Wu Zietan, oraz fascynujący obraz Chin VII wieku n.e. Shan Sa uwielbia wykorzystywać feerię barw, asortyment zapachów i smaków oraz niemały zbiór tkanin i materiałów, aby oddziaływać na czytelniczą wyobraźnię. Bardzo mi to odpowiada, chyba jestem obecnie w nastroju na takie zanurzenia (pasuje do tego zielona herbata), chociaż często łapię się na tym, że kompletnie nie wiem czym takim się różni muślin od jedwabiu, albo satyny. Cóż, no ja bym się na ten dwór cesarski na pewno nie nadawała.

W następnej kolejności: Jest tyle wspaniałych książek do wyboru! Ale właśnie po to, między innymi, rozpoczęłam moje piątkowe raporty – żeby zdrowo zawężać sobie możliwości kolejnych lektur. Nie żeby stanie godzinami przed półkami z książkami i drapanie się po głowie nie było przyjemne, ale wolałabym ten czas spożytkować inaczej, np. po prostu na czytanie. Zastanawiam się nad kolejną książką Coetzee'go, albo Ceremony rdzennej Amerykanki z plemienia Laguna, Leslie Marmon Silko.


Poezja: W poezji u mnie albo Louise Glück ze zbiorkiem Meadowlands, albo Jayne Cortez z Somewhere in Advance of Nowhere. Ta pierwsza jara mnie raczej średnio, zbiorek ma być trochę dyskusją z homerowską Odyseją, chociaż zanurzonej we współczesności. W zasadzie zawsze lubiłam takie intertekstualne klimaty, ale tutaj wypada to jakoś blado, chociaż jej styl jest jednym z tych, które sobie cenię – jest oszczędny. Nie lubię kiedy poeta się tak wykrwawia mi na posadzkę swoimi metaforami, że aż się niedobrze robi od widoku i zapachu.

O wiele ciekawsza jest poezja Jayne Cortez, chociaż ciężko dostać jej tomiki. Ten, który posiadam, jest jedym z nowszych, więc było o niego łatwiej. Cortez para się twórczością, którą zaszufladkowano, po części, jako poezję jazzową, gdyż jej rytmika przypomina jazzowe i bluesowe improwizacje. Sama poetka wykonuje swoją poezję do muzyki jazzowej razem z zespołem The Firespitters, z którym nagrała kilka płyt. Brzmi to naprawdę świetnie, Jayne Cortez ma niesamowity głos, taki kpiący i zdystansowany. Jej utwory pewnie nie są dla wszystkich, poetka potrafi być wulgarna, kiedy trzeba, a jej nieprzeciętne porównania i epitety częściej opisują brzydotę i codzienność, niż piękno. Tutaj można posłuchać utworu z jednej ze starszych płyt autorki, gdzie towarzyszy jej jedynie bas:

4 komentarze:

miumiu pisze...

Te piątkowe raporty to ciekawy pomysł :)

pani Katarzyna pisze...

:) Jak wspomniałam, to dobry sposób, żeby zawężać sobie możliwość kolejnych lektur, zwłaszcza gdy na półkach czekają ich dziesiątki. Poza tym daje mi to okazję do pisania o czytelniczych wrażeniach wtedy, kiedy niekoniecznie mam ochotę na produkowanie pełnej recenzji.

Marzena Zarzycka pisze...

Zazdroszczę umiejętności odczuwania poezji w obcym języku. O ile powieści chłonę bezproblemowo, o tyle poezji nie czuję w ogóle:) A po polsku - lubię (chociaż raczej nie kocham).

Pozdrawiam

pani Katarzyna pisze...

Ba, nawet się uczę wciąż mozolnie hiszpańskiego, głównie po to, żeby móc w nim czytać poezję ;) Jednak poezja zawsze jest bardziej przejmująca w języku ojczystym, z tym że ja nie lubie obcować z tłumaczeniami, kiedy mogę z oryginałami, nawet przy utracie niektórych drobiazgów i impresji.

Pozdrawiam również!