Strony

2010-11-14

"The Life of Elizabeth I" Alison Weir

UFF! Męczyłam tę książkę trochę ponad rok, i powiadam wam, zmęczona jestem jak diabli. Ostatnie dwa rozdziały czytałam tylko wybiórczo, bo już nie mam siły się z tym użerać.

Dlaczego tak ciężko jak na ugorze? Jakie ku temu powody? Sama się zastanawiam. Czy to wina pisarki, czy samej Elżbiety. Bo nudne miała to życie, trzeba to przyznać otwarcie. Wiem, że w porównaniu z akcjami jakie odwalała Maria Stuart każdy prawie wychodzi blado, ale np. Maria Antonina - niby klaustrofobiczna atmosfera trochę, ale jej biografię pióra Antonii Fraser czytało się wyśmienicie. No ale po kolei, po kolei. Czyja to wina?

Autorki? Alison Weir. Bardzo się sprzedaje w Stanach, masę tych książek napisała, głównie o Tudorach (dzieciach, żonach, kochankach, stajennych i podczaszych Henryka VIII), ale też np. o Eleonorze Akwitańskiej. Biografia Elżbiety jest dobrze opracowana, każdy moment jej życia opisany, wszystko poparte cytatami z samych źródeł u źródeł. Wszystko pięknie, ale jakoś się tego czytać nie chce.

Wina samej bohaterki? Cóż, królowa miała swoich faworytów, jeździła sobie po państwie, straszliwie się wkurzała (jeśli już się wkurzyła), pakowała często różnych lordów do więzień, bo się żenili bez jej zgody. I takie tam. W zasadzie to wszystko działo się w kółko: faworyci, wyjazdy, wkurzanie się, pakowanie lordów to Tower. Aha, nie zapomnijmy też o tym, że przez długi czas żonglowała różnymi międzynarodowymi potencjalnymi wybrankami na męża. To zresztą było chyba najmądrzejsze, co mogła zrobić. I skąpa była jak szkot z Poznania (co może też, w gruncie rzeczy, nie jest takie złe). No cóż, nie zapałałam do niej zbyt wielkim uczuciem. Jej historia jakoś mnie nie urzekła. Jak by ktoś się mnie zapytał (na podobnej zasadzie jak się pyta na maturze "Na czym polega artyzm Bogurodzicy?"): Na czym polega wielkość tej królowej? Odpowiedziałabym, że: No właśnie nie wiem, co bym odpowiedziała. Może na tym, że naprawdę zależało jej na zwykłych ludziach, a przynajmniej umiała przekonywająco to okazać. Za to na pewno duży plus.

To ja już wolę kolejną z rzędu biografię Marii Stuart przeczytać. Wygląda na to, że kocham tragizm, nie lubię solidnego, ale nudnego, status quo. Więc idę się utopić w łyżce maślanki. Na razie.

2 komentarze:

Ania Markowska pisze...

Interesuję się historią Tudorów odkąd obejrzałam "Elizabeth: The Virgin Queen", ale nie miałam jeszcze okazji przeczytać żadnej książki Alison Weir na ten temat. Ciekawie pisze o tej królowej David Starkey w książce "Elżbieta I. Walka o tron".
Oczywiście, siłą rzeczy, musiałam zainteresować się również Marią Stuart, w czym pomogły mi książki Boguckiej i Zweiga.

Anonimowy pisze...

Zastanawiałam się właśnie czy po nią sięgnąć...