Kupiłam "Likwidację" już dawno za kilka złotych, bez przekonania, ot tak. Bez przekonania dlatego, że lata temu przeczytałam "Kadysz za nienarodzone dziecko" i nie przypadła mi ta książka do gustu ani trochę. Ale cóż, miałam wtedy jakieś 17-18 lat, w głowie bajzel stylu Żeromskiego i poezji Skamandrytów, to co się dziwić, że Kertésza nie czułam ni w ząb.
Do tej książeczki, cieniutkiej, podeszłam więc bez żadnych specjalnych oczekiwań. I rozczarowałam się, tak jak lubię najbardziej, czyli pozytywnie. Główny bohater, redaktor Keserű, po śmierci tłumacza i pisarza B. poszukuje "powieści życia", którą B. musiał przecież napisać. I napisał. Ale nikt nigdy jej nie przeczyta, bo powieść ta jest tylko eksplikacją odmowy radości życia przez B., a także, pod jego wpływem, przez jego żonę, Judit. Nikt nigdy jej nie przeczyta, bo ta powieść pozostanie tylko pomiędzy nimi.
Dużo tutaj refleksji na temat czytania i pisarstwa. "Tak drzemie we mnie wiele książek, lepszych i gorszych. Najrozmaitszych. Zdania, słowa, akapity i wersy, niczym niespokojni sublokatorzy, nagle budzą się do życia, wałęsają się samotnie, albo rozpoczynają w mojej głowie hałaśliwy dialog, którego nie potrafię uciszyć". Redaktor nazywa to "chorobą zawodową", ale to może tyczyć się każdego, kto nie potrafi żyć bez książek.
Związki i relacje międzyludzkie stanowią esencję tej krótkiej powieści. Zwłaszcza damsko-męskie. Zastanawia, na początku, że tak dużo w nich goryczy a tak mało miłości. Ale już za chwilę okazuje się, że dużo w nich miłości, a goryczy jest tylko odrobina, ale jest to absolutnie niezbędna odrobina. Ponadto - historia, obezwładniająca, dusząca, ale nadająca kształt. Koniec komunistycznej dyktatury, kolejna zmiana, nie jest w tej książce czymś pozytywnym. Oznacza kres ucisku, ale stanowi nieznane, wątpliwe, puste. Odkształceni przez poprzednie wydarzenia bohaterowie mogą się wreszcie rozrosnąć według własnej woli. Ale chyba już nie potrafią...
Teraz moją lekturą jest "Pożegnanie jesieni" Witkacego, tak się cieszę, że nareszcie się za niego zabrałam, bo to był czas najwyższy! No!
"Biedny nasz nieoszacowany phofesoh chhonicznie chohy na nieuleczalny wymiot" - mistrz Gombro
2010-12-14
"Likwidacja" Imre Kertész
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Ja również jestem oczarowana Kerteszem. Wielki szacunek, że potrafi wracać do tego wielkiego bólu sprzed lat.
Ja się naciąłem na "Losie utraconym", zupełnie nie przypadła mi do gustu narracja w stylu czternastolatka, więc na długi czas dałem sobie z Kertészem spokój. Aż ostatnio przypadkiem trafiłem na "Likwidację". Intryga jest skonstruowana w rewelacyjny sposób, fascynuje mnie to ciągłe mnożenie się zagadek i niejasności, na miejsce jednego rozwiązania mamy dwie kolejne tajemnice, dla mnie rewelacja.
Prześlij komentarz