To nie było moje pierwsze spotkanie z prozą Toni Morrison, uprzednio czytałam już Umiłowaną i The Bluest Eye, chociaż było to lata temu. Oprócz zdecydowanego poczucia, że książki badzo mi się podobały, nie zostało ze mną nic więcej. Może przez tę kiepską pamięć tak długo zwlekałam z przeczytaniem kolejnej jej książki. Teraz już nie będę taką zapominalską, zamierzam przeczytać wszystkie jej książki, koniec i kropka.
Będzie mi trochę trudno pisać o Pieśni Salomonowej z tego względu, że czytałam ją w języku angielskim, a dla tej powieści niezmiernie ważne jest nazewnictwo postaci, które będę musiała podać po angielsku. Głównym bohaterem jest Macon „Milkman” Dead (jego ojciec i dziadek nosili takie samo imię i nazwisko) – brzmi to, jak „makin' dead”. Dziadek Milkmana otrzymał je przez przypadek - gdy chciał się zajerestrować w biurze wolnych byłych niewolników, biały urzędnik przez pomyłkę w miejsce imienia wpisał miasto urodzenia, a w miejsce nazwiska wpisał dane o ojcu (dead). Najmłodszy Dead pracuje w biurze nieruchomości swojego ojca, rozpieszczany przez życie, jest próżny i chciwy. Nie próbuje zrozumieć własnych rodziców, czy sióstr, ani nawet najlepszego przyjaciela, aż do niezwykłej podróży, początkowo podyktowanej chciwością, a która staje się namiętnym poszukiwaniem własnych korzeni.
Ważną postacią jest również ciotka Milkmana, Pilate (Piłat), której imię ojciec wybrał z Biblii na chybił trafił. Podobnie imiona wybiera brat Pilate, a ojciec Milkmana, nazywając córki Magdalene i First Corinthians. Pilate żyje poza społecznymi dyktatami razem ze swoją córką i wnuczką. Nie wciska się w korsety, nie odkłada pieniędzy, nie ma stałej pracy. Jej brat, a ojciec Milkmana, gardzi nią i jej prawdziwie wolnym stylem życia, gdyż on, jako właściel nieruchomości, kocha własność i powiększanie tej własności, kocha posiadać rzeczy. To jest jedna (i prawdopodobnie jedyna) rzecz, jaką pamiętam z poprzednich książek Morrison – to jak czarnoskórzy ludzie odseparowują się od siebie, czasem zadając sobie nawzajem więcej bólu, niż przynosi separacja między białymi i czarnymi, bo ta ostatnia jest zbyt oczywista, a przez to w jakiś sposób oswojona. Innym ciekawym problemem jest zniewolenie kobiet, które wydaje się tym większe, im bardziej znaczący i bogaty jest ich mąż, czy ojciec. Ruth, matka Milkmana i żona Macona, jak również jej córki, przez całe życie są tylko wizytówkami, które mąż i ojciec obwozi coraz to nowymi samochodami, żeby inni mogli zobaczyć, jak dobrze są ubrane.
Trudno pisać o tej książce, streścić chociaż część fabuły, przedstawić wszystkich bohaterów. Czyta się ją niesamowicie, niemalże jak współczesny poemat, gdzie wszystko jest pozornie znajome, a jednak widziane na nowo; gdzie pieśń kradnie potoczne słowo, zagarnia je dla siebie. Imiona są czasem dla bohaterów więzieniem, a czasem punktem wyjścia, albo twierdzeniem, któremu trzeba udowodnić, że jest błędne. Sen o lataniu, klamra powieści, jako wyrzeknięcie się bogactwa i próżności, przewija się przez całą powieść. Piękno w najdrobniejszych gestach, poczucie nieuchronnego upadku, nieświadoma akumulacja grzechów przeciwko innym, ale, przede wszystkim, przeciwko sobie. Tylko tak mogę opisywać prozę Morrison. Drobnymi zdaniami, które mogłbyby być częścią poematu. Ale nie muszą – mogą być wolne.
Fantastyczne książki czytam w tym roku. Może to dlatego, że jestem bardziej otwarta na kompletnie nieznane lektury i autorów. Może dlatego, że staję się coraz bardziej świadomym czytelnikiem, wyłapuję więcej konfliktów i problemów, bo więcej interesuję się światem w ogóle. W każdym razie mam nadzieję, że ten trend będzie trwał!
"Biedny nasz nieoszacowany phofesoh chhonicznie chohy na nieuleczalny wymiot" - mistrz Gombro
2012-03-15
"Pieśń Salomonowa" Toni Morrison
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Mój angielski jest jeszcze za słaby na czytanie powieści, więc na tę książkę jestem jeszcze niegotowa...
Istnieje polskie tłumaczenie, ale chyba nie było wznawiane. Pewnie można znaleźć na allegro i w bibliotekach :)
Prześlij komentarz