Może to przez kontrast z moją poprzednią lekturą, ale Wariacje na temat rodziny Bradshaw brytyjskiej pisarki Rachel Cusk zbytnio mnie nie poruszyły. Z jednej strony jestem pod dużym wrażeniem tego, z jaka precyzją Cusk dokonuje sekcji na umysłach swoich bohaterów, rozpatrując każdą ich myśl pod mikroskopem, ale z drugiej, denerwowała mnie ta narracyjna wszędobylskość i naukowo-aroganckie rozpanoszenie się w uczuciach postaci, na tyle, że dla czytelnika nie było już miejsca. Poza tym coś zimnego tkwi w tej powieści. Chyba dlatego właśnie przedstawiam tutaj okładkę anglojęzycznego wydania, bo wystarczy na nią spojrzeć, a już robi się chłodno, pomimo że nie ma na nim elementu bezpośrednio nawiązującego do zimna. Identycznie ma się sprawa z tą książką.
Poznajemy trzech braci Bradshaw, ich żony i dzieci, ich codzienność. Krótkie rozdziały są czasem niczym niezależne opowiadania, by innym razem okazać się mocno związanymi z poprzednimi. Są wariacjami – luźnymi konstrukcjami, gdzie, mimo wszystko, dane motywy powtarzają się, powracają. Każda z tych postaci prowadzi życie we względnym dobrobycie, jednak (oczywiście) jest w ten, czy inny sposób, niezadowolona, nieusatysfakcjonowana, jednocześnie nie wiedząc, co im może tę satysfakcję przynieść. Szczerze powiedziawszy, takie historie „klasy średniej, której się życie jakoś podnudziło, przynudziło i wynudziło,” jak kotlet, już mnie raczej nie ruszają. A nie zapomnijmy, że tej wewnętrznej niepełnosprawności bohaterów w dużej mierze (przynajmniej tak, moim zdaniem, ta proza sugeruje) winni są ich beznadziejni rodzice. Ten motyw nieudanych rodziców (sic!) też mnie już w literaturze trochę znudził.
Jako ciekawostkę muszę jednak wspomnieć, że prawdopodobnie jedyną ciepłą osobą w tej książce jest Olga, polska imigrantka, która pracuje jako sprzątaczka w szpitalu. Bardzo wzruszyły mnie opisy tego, jak widzi swoją przeszłość w Polsce – w ciepłych barwach, w zestawieniu z szarą teraźniejszością. Pod koniec tego samego rozdziału okazuje się, że to nie Polska jest ciepła, ale prywatna historia Olgi, przeszłość po prostu. Olga wyprowadza się z domu Thomasa Bradshaw, gdzie była sublokatorką, aby zamieszkać ze swoim chłopakiem, Litwinem, i teraz już mały, smutny, średnio-lubiany kiedyś pokoik u Bradshawów, w jej pamięci pozostanie ciepły, słoneczny, tęczowy.
Mimo wszystko było w tej książce parę akapitów wartych podkreślenia i przemyślenia. Na pewno Rachel Cusk jest pisarką zdolną, o wyjątkowym zmyśle obserwacji i szczególnym stylu. Nie potrafiłabym jej tego odmówić. Jednak jej proza chyba nie jest dla mnie. Być może nie w tym momencie życia. Może za 10 lat? Chociaż, szczerze mówiąc, nie chciałabym być trzydziestoparolatką, która będzie się identyfikować z tą lekturą i jej zimnymi, trochę bezcelowymi, bohaterami, do których naprawdę ciężko poczuć choćby odrobinę sympatii. Posiadam jeszcze tej pisarki Arlington Park, bo gdzieś wyszperałam za dolara (ha!) i pewnie kiedyś przeczytam. Może mnie zaskoczy. Albo utwierdzi w przekonaniu, że pisarstwo Cusk to zupełnie nie moja bajka.
"Biedny nasz nieoszacowany phofesoh chhonicznie chohy na nieuleczalny wymiot" - mistrz Gombro
2012-03-07
"Wariacje na temat rodziny Bradshaw" Rachel Cusk
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Czytałam tę książkę parę miesięcy temu i nie zdecydowałam się o niej napisać, gdyż miałam mieszane odczucia. Z jednej strony bardzo podoba mi się język Rachel Cusk, niespotykane porównania i skojarzenia, z drugiej zaś... no właśnie chyba to zimno, o którym napisałaś. Pamiętam, że kilka rozdziałów mogło swobodnie być oddzielnymi, bardzo udanymi, choć niekoniecznie powiązanymi treściowo opowiadaniami :) Krótko mówiąc, moje odczucia były niejednoznaczne, ale oceniam tę książkę wyżej od Ciebie :) O "Arlington Park" słyszałam opinie, że jest rozczarowująca, ale de gustibus... Czytałam "Ostatnią wieczerzę" i tę książkę mogę polecić :)
No zobaczymy jak będzie przebiegać moja dalsza przygoda z tą autorką. Być moż moje oczekiwania były zbyt wysokie, bo słyszałam wiele dobrych opinii. Poza tym zimnem, to mam także wrażenie, że gdzieś to już było, podobne problemy, podobne postacie... Mam wrażenie, że proza współczesna pęka od takich postaci w szwach. Być może brakowało mi też w tej książce poczucia humoru. Hm.
Prześlij komentarz