Strony

2012-03-16

Piątkowy raport książkowy (8)

Dzisiaj leniwie, krótko i bezobrazkowo. Upiekłam ciasto marmurkowe, posprzątałam, kota pogłaskałam, a teraz piję zieloną herbatę i wsłuchuję się w dość dziwną i cudaczną muzykę. Od kilku dni jest codziennie słonecznie, temperatura sięga dwudziestuparu stopni. Bardzo mi to odpowiada. Łaknę witaminy D, bo ostatnio z samopoczuciem bywało różnie.

Właśnie przeczytałam: Oprócz Pieśni Salomonowej Toni Morrison skończyłam wczoraj Dziewczęta z Szanghaju Lisy See – lajtowa, ciekawa powieść bez dłużyzn, o poprawnym stylu i nawet z dość udanie naszkicowanymi bohaterami (tutaj było z tym lepiej niż w Kwiacie Śniegu). Więcej o moich wrażeniach z tej lektury wkrótce.

Teraz czytam: Nic! Wczoraj skończyłam jedną książkę i nie zdążyłam rozpocząć następnej.

W nastepnej kolejnosci: Lucy karaibskiej pisarki Jamaici Kindcaid. Bardzo króciutka książeczka, wygląda jak lektura na jeden wieczór, a tego mi obecnie (chyba) trzeba. Następna lektura pewnie będzie bardziej hardcorowa, albo pod względem rozmiarów, albo podjętego tematu.

Idę na ganku posiedzieć, bo szkoda to słońce marnować (U mnie dzień!). I wezmę ze sobą Lucy

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Cześć! Wpadłem dziś przypadkiem na Twojego bloga i przeczytałem recenzję "Seks narkotyki i czekolada". Tak mi się spodobała książką po Twojej recenzji, ze od razu zamówiłem online w bibliotece. Niestety, muszę czekać aż zwróci ją ktoś, bo jest wypożyczona. Podoba mi się Twój gust, zgadzam się z wieloma recenzjami Twoich książek. Czuję, że mamy b. podobne literackie gusta. Dlatego chciałem ci polecić kilka książek. Po pierwsze, jak to się stało, że nie czytałaś nic autorstwa Isabel Allende? Polecam ci "Dom duchów" i jej autobiografię "Suma naszych dni". Tak, wiem że mało kto lubi autobiografie czytać, ale ta ksiązka jest inna. Zmieniła moje życie. :) Mogę ci podesłać na mejla moją subiektywną i nacechowaną emocjonalnie recenzję tej książki. Ale pod rzadnym pozorem nie czytaj recenzji jej ksiazek na necie bo recenzje są skrajnie różne, niektóre wręcz chamskie. No cóz, nie każdy ma tak obiektywne i mądre recenzje jak Twoje. Wyrób sobie sama opinię o Allende. Krytykujesz Murakamiego. Ja również. Nie cierpię typa, ale polecam ci "Po zmierzchu" - wg mnie to jest jego jedyna książka godna uznania. Reszta to chłam moim zdaniem. Super książka na długi wieczór. Poczytaj sobie też o "Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki" Vargasa Llosy - genialna!!!! Jedyna jego książka która mi się podobała. Sie rozpisałem... Czekam na Twoje dalsze recenzje, szczególnie lit. popularnonaukowej bo na to mam ochotę. Ja ostatnio czytam zbiór artykułów z "Charakterów" i mam ochotę na jeszcze wiecej takiej literatury. Twój fan

pani Katarzyna pisze...

Witaj :) Miło wiedzieć, że są osoby, którym blog przypada do gustu. Jeżeli chodzi o Allende, to "Dom duchów" czytałam lata temu i bardzo mi się ta książka podobała. Jestem ciekawa tej autobiografii. Nie znam się zresztą specjalnie na autobiografiach, nie czytałam chyba nigdy żadnej (!).

Murakamiego bardzo lubię i przygodę z nim rozpoczęłam właśnie z "Po zmierzchu". Na razie to jedynie "1Q84" nie za bardzo mi się podobała, ale kiedyś będę kontynuować przygodę z jego pisarstwem.

A Llosy kiedyś na pewno jeszcze coś przeczytam, mimo iż "Ciotka Julia", chociaż ciekawa lektura, nie zachwyciła mnie. I pewnie właśnie "Szelmostwa" przeczytałabym następne.

Niestety, popularnonaukowej literatury czytam niewiele, chociaż nawet ostatnio myślałam, że dobrze by było poczytać coś podobnego (jest książka, której wyglądam, autora "Seksu, narkotyków i czekolady" o snach, może być bardzo ciekawa). Z nie-powieści, to prędzej trafi się tna moim blogu coś z historii, kulturoznawstwa, albo antropologii.

A poza tym, moim zdaniem, moje recenzje w ogóle nie są obiektywne, ani też specjalnie mądre, jednak dziękuję za komplement. Kocham czytać i stwierdziłam, że dobrze byłoby zapisywać własne wrażenia, dzielić się z innymi spostrzeżeniami na temat lektur, i jeśli parę osób lubi czasem poczytać, co naskrobię, to jest to dla mnie sukces :)

Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

Poczytaj sobie o autobiografii Allende tutaj:
http://selkar.pl/suma_naszych_dni_isabel_allende_p_155691.html#recenzja2756

Jest w bibliotece, ale na selkar ma okazyjną cenę 18zł. Ja za nią dałem dwa razy tyle i to długo po premierze. Szok :)
Pozdrawiam
P.S A mogę zapytać jaka jest twoja profesja? Bo Twoje zainteresowania są ogromnie budujące - antropologia, kulturoznawstwo, teoria literatury... Dużo tego jak na jedno osóbkę. :)

pani Katarzyna pisze...

Rzeczywiście ta biografia brzmi bardzo ciekawie! Dodałam do wishlisty :)

Z wykształcenia jestem anglistką, ale obecnie z przyczyn osobistych, nie wykonuję żadnego zawodu, chociaż to powinno się jeszcze w tym roku zmienić. Zawsze miałam ochotę na karierę naukową, może zresztą to marzenie się kiedyś ziści. Zobaczymy :)

Chihiro pisze...

Bardzo jestem ciekawa, jakiej to cudacznej muzyki słuchasz :)

Ja z kolei, w przeciwieństwie do Anonimowego autora uważam "Po zmierzchu" najgorszą książką Murakamiego (czytałam zaledwie trzy inne), ale te trzy pozostałe podobały mi się o wiele bardziej. Za to "Kafka on the shore" trafił tak w moją wrażliwość, że uważam wręcz, że to "moja" książka, napisana tylko dla mnie :)))

Allende czytałam kiedyś sporo, ale to było na początku studiów i ten okres w moim przypadku minął bezpowrotnie. Allende jest lekka, nawet gdy pisze o poważniejszych sprawach, jak choroba i utrata córki ("Paula"). Najbardziej z jej książek chyba podobały mi się "Eva Luna" i "Afrodyta", mimo że przepisy zdecydowanie nie dla mnie. Ale tak zmysłowych tekstów o jedzeniu nie czytałam ani przedtem ani potem.

Słonecznego tygodnia!

Anonimowy pisze...

"Po zmierzchu" potraktowałem jako lekką lekturkę, która być może ma jakąś głębię. Ja tej głębi się nie doszukałem, ale czytało się miło. Szczególnie w nocy bo akcja dzieje się przez noc. Zawód można zmienić zawsze. Przykładowo: Aktorka Emily Deschanel która gra antropolog w serialu "Kości" zapowiedziała, że po zakończeniu kariery aktorskiej zamierza studiować antropologię. Na karierę naukową chyba nigdy nie jest za późno, ale to chyba dość żmudna robota. Tak siedzieć w laboratorium, oglądać z 200 próbek jakiejś materii z nadzieją na przełom. Bo to chyba nie wygląda tak widowiskowo jak w CSI.xd

pani Katarzyna pisze...

@ Chihiro: Już nawet nie pamiętam, co to było, pewnie coś z mojej kolekcji "szumów", czyli np. Windy & Carl, albo Tim Hecker, czy podobny twór ;) Kiedyś bardziej kochałam muzykę, w sensie, bardziej się nią emocjonowałam, ostatnio bardziej traktuję ją jako tło, do tego co akurat robię...

"Kafka on the Shore" pozostaje, jak na razie także moją ulubioną powieścią Murakamiego, chociaż wielu jego dzieł, uważanych przez innych czytelników za wiekopomne, jeszcze nie czytałam ("Norwegian Wood", "Dance, Dance, Dance"), więc to miejsce w rankingu może się zmienić :) I chyba jszcze nie trafiłam na książkę dostatecznie wyjątkową, by uważać ją za swoją, ale mam dużo czasu na jej odkrycie :)

A słonecznie jest niesamowicie (temperatura ok 20-25 C ma być przez cały tydzień), szkoda, że w weekend ma się to zmienić...

Słonecznego tygodnia także życzę! :)


@ Anonimowy: To fakt, że zawód można zmienić, nigdy zresztą się nie nastawiałam mocno na jakiś konkretny. Jest wiele ciekawych rzeczy, które można kochać, i w których można okazać się dobrym.

A co do kariery naukowej, to nie miałam raczej na myśli laboratoriów i nauk ścisłych, a po prostu prowadzenie swoich własnych badań w dziedzinie literatury, kulturoznawstwa itp. :)

Chihiro pisze...

Nie znam tych "szumów", posłucham z ciekawością :) Ostatnio też lubię muzykę jako tło, zresztą dzielę barbarzyńsko muzykę jako tę do tła i tę na pierwszy plan. Dla mnie np. klasyczna muzyka stanowi tło i nie jestem w stanie chodzić na koncerty takiej muzyki, zasnęłabym natychmiast :)

Murakamiego czytałam poza "Kafką..." i "Po zmierzchu" (jedyna, jaką przeczytałam po polsku i to była porażka, jego język brzmi topornie po polsku, zbyt prosto, a po angielsku tak gładko, czysto) "Norwegian Wood" (bardzo dobra, ale jednak nie tak dobra jak "Kafka...") i "South of the Border, West of the Sun" (moim zdaniem lepsza od "Norwegian Wood"). Inne jeszcze przede mną.

Tych "moich" książek jest trochę, np. "Discovery of Heaven" i "The Half Brother" (co do tej ostatniej to nie jestem odosobniona w odczuwaniu jej jako napisanej dla jednego czytelnika, sporo osób uważa, że została napisana specjalnie dla nich :)).

Życzę powodzenia w realizowaniu planów. Też chciałabym za kilka lat wrócić na uczelnię, kariery naukowej raczej nie będę robić, ale kręci mnie ten pewien rygor uczelniany.

pani Katarzyna pisze...

Z muzyką klasyczną, to od czasu do czasu poflirtuję, ale bez zobowiązań, chociaż cieszę się, że przez ostatnie kilka lat osłuchałam się, przynajmniej trochę, w niektórych kompozytorach, bo kiedyś kompletnie nie miałam pojęcia o muzycznych epokach i różnicach między nimi. Uwielbiam, niezbyt oryginalnie, Vivaldiego ;)

"Discovery of Heaven" chciałabym kiedyś przeczytać, mam na wishliście, więc może za jakiś czas zakupię / wypożyczę, natomiast o "Half-brother" właśnie teraz czytam i wydaje się bardzo interesująca! Już dawno nie czytałam żadnej sagi, a ta, w dodatku, wydaje się z opisu mocno nietypowa, więc na pewno tego tytułu też będę kiedyś wyglądać.

Ta kariera naukowa, to jest w mojej głowie trochę wyidealizowana, bo wiem, że z tym pisaniem i czytaniem tylko o tym, co cię wyjątkowo interesuje, to różnie bywa, nie wspominając o różnych innych biurokratyczno-hierarchicznych upierdliwościach systemu akademickiego, w którym trzeba funkcjonować. Też chyba bardziej tęsknię za uczeniem się, po prostu, za zdobywaniem wiedzy, i tak sobie wykombinowałam, że najidealniej byłoby żyć właśnie z tego - zdobywania i dzielenia się wiedzą poprzez karierę naukową. Ale zobaczymy, jak się sprawy potoczą. Prawda jest taka, że wiedzę można zdobywać na własną rękę, a dzielić się nią, obecnie, można z łatwością poprzez Internet.